Wychodzimy! #zdzieckiemnamiasto

Tyle emocji mieści się w zwykłych przygotowaniach do wyjścia. Z jednej strony nieobce są mi awantury w korytarzu. Jednocześnie, tak niewiele trzeba, aby przeżyć wspólnie przygodę. Nawet w środku tygodnia. Warto zmobilizować się i wyjść z domu!

Autorka: Daria Panek-Płókarz | Poznańska Spacerówka

Zbliża się premiera Paszportu Miejskiego – notatnika, który możesz wypełnić biletami, ulotkami, znaleziskami, rysunkami i opisami. Wszystkim, co znajdziesz podczas rodzinnych, miejskich wypraw. A inspiracji do takich wypraw szukaj w książce Darii Panek-Płókarz Żyj lokalnie. Dlaczego warto mieszkać z rodziną w mieście. Poniżej znajdziesz jeden z rozdziałów książki.

zdj. Paweł L., pexels.com

Wychodzimy!

Bycie rodzicem to wielowymiarowe doświadczenie. Codziennie. Tyle emocji mieści się w zwykłych przygotowaniach do wyjścia. Z jednej strony nieobce są mi awantury w korytarzu, ociąganie się przy zakładaniu butów czy poszukiwania zawieruszonych czapek („nie chcę tej różowej!”). Jednocześnie, tak niewiele trzeba, aby przeżyć wspólnie przygodę. Nawet w środku tygodnia. Warto zmobilizować się, przetrwać trudny moment przygotowań i wyjść z domu!

To nie musi być nic wielkiego. Ważne, że robi się to razem i przełamuje rutynę. Dzięki temu zyskuje się wspomnienia odcinające się wyraźnie od codzienności, konkretne punkty na osi czasu. Gdy pewnego dnia Jędrzej zaproponował, abyśmy wyszli na godzinę i zobaczyli Rynek Łazarski po remoncie, nie spodziewałam się wielu atrakcji. Było ciemno, zimno – przyznaję, że średnio miałam ochotę na spacer. Z drugiej strony musiałam przewietrzyć głowę. Od kilku tygodni pracowałam wtedy w nowym miejscu. Czułam, że muszę zrobić dla siebie coś więcej niż siedzenie w domu przed komputerem.

Czego więc doświadczyliśmy na tym krótkim wypadzie? Choć nie przepadam za nową konstrukcją osłaniającą targowisko (niektórym przypomina filmową Gwiazdę Śmierci), a samą adaptację otoczenia podaje się jako niechlubny przykład „betonozy”, to jednak przyjemnie było odwiedzić wieczorem to miejsce z dziećmi. Otwarte przestrzenie zachęcały do biegania, schody do skoków, a maleńki plac zabaw ze zjeżdżalnią zatrzymał je na 30 minut (!). Jak zwykle okazało się, że niewiele im trzeba, aby aktywnie i wesoło spędzić czas. Niespodziewanie spotkaliśmy też wielkiego miejskiego szczura, który schował się przed nami w odpływie. Ostatecznie nawet nasadzenia wydały nam się ciekawsze i bogatsze (choć wciąż uważamy, że mogłoby być ich więcej). Przyjrzeliśmy się też witrynie z książkami o intrygujących, obcych dla nas tytułach. Zyskaliśmy nową wiedzę i obserwacje.

Wstęp do opowieści

Właściwie każde wyjście z domu, może być wstępem do kolejnej opowieści, wątku rozwijanego po powrocie. Niedaleko naszej kamienicy stoi pomnik Kazimierza Nowaka – podróżnika, który w latach trzydziestych xx wieku samotnie przemierzył Afrykę, podróżując głównie rowerem. Pochodził z Poznania, z Łazarza, mieszkał w pobliżu przedszkola, do którego uczęszczały nasze dzieci. Jego historia przez długie tygodnie rozpalała ich wyobraźnię – przeczytaliśmy o nim książkę i oglądaliśmy stare fotografie. W podobnym klimacie, w naszym odczuciu, osadzona jest też pobliska kawiarnia, przylegająca bezpośrednio do Palmiarni. Wypełniona jest roślinami, rattanowymi meblami i pamiątkami z dalekich krajów. Nad głowami gości, w przezroczystych rurkach maszerują mrówki, w gablotach wiszą egzotyczne motyle.

Na razie nie mamy ambitnych planów, jeśli chodzi o podróże. Chętnie odwiedzamy miejsca, które nam się z nimi kojarzą, na przykład Pawilon Zwierząt Zmiennocieplnych w Starym Zoo. Wracamy też co jakiś czas do Muzeum Arkadego Fiedlera. Warto pojechać tam pociągiem – dotarcie do stacji Puszczykówko zajmuje zaledwie 15–20 minut.

Wystawy

W samym Poznaniu również często oglądamy różne wystawy. Muszę jednak przyznać, że od czasu wprowadzenia obostrzeń związanych z pandemią, odwiedzanie muzeów stało się nieco bardziej skomplikowane. W wielu miejscach zrezygnowano z elementów, które wcześniej można było dotykać: układanek, klocków, ekranów. Co więcej, niektóre instytucje nigdy nie były nastawione przyjaźnie do wizyt z dziećmi. Śledzono w nich nasz każdy gest i krok… Które miejsca najczęściej odwiedzamy więc w naszym mieście? Na pewno chętnie wybieramy te z udogodnieniami – to zawsze miły gest, a w niektórych przypadkach wręcz konieczność. Pomimo kilku próśb i mijających lat, w naszej ukochanej Palmiarni nadal nie ma podestów, które umożliwiałyby łatwe przyglądanie się rybom. Akwaria są poza zasięgiem oczu najmłodszych i rodzice są skazani na noszenie dzieci na rękach. Mam nadzieję, że kiedyś to się w końcu zmieni (pisałam już dwukrotnie do nich w tej sprawie).

Basia i Gucio zawsze bardzo chętnie angażują się w zwiedzanie Muzeum Narodowego. Bezpłatne książeczki z naklejkami, wydawane w kasie, prowokują ich do przyglądania się obrazom, zachęcają do szukania ich drukowanych odpowiedników. W Muzeum Sztuk Użytkowych trzeba bardzo uważać na maluchy (w moim odczuciu bardziej niż zwykle). Stres związany z pobytem rekompensują jednak doznania estetyczne oraz wjazd windą na punkt widokowy, z którego roztacza się piękny widok na Ratusz i Stare Miasto. Gucio lubi militaria, dlatego w przeszłości kilka razy zwiedzaliśmy też Wielkopolskie Muzeum Wojskowe oraz Muzeum Powstania Wielkopolskiego 1918–1919. Basia natomiast ma słabość do nowoczesnych centrów edukacyjnych, w których chodzi się ze słuchawkami i ogląda animacje oraz filmy.

Często istnieje w nich również możliwość podejmowania jakichś aktywności, zabaw. Paradoksalnie, to właśnie tego rodzaju obiekty najrzadziej odwiedzamy z dziećmi. Zafascynowane multimediami szybko przemieszczają się między kolejnymi salami. Nie wysłuchują wszystkiego do końca, cofają się, przez co przekaz audio zostaje zakłócony. Z takich wypadów zapamiętuję najmniej, może poza własną frustracją. Ale pewnie wrócimy do nich, gdy Basia i Gucio podrosną lub po prostu bez nich.

Czy nasze dzieci wiele wynoszą z takich wyjść? Zazwyczaj w samym muzeum wiele rzeczy je rozprasza i nie wszystko udaje nam się zobaczyć, przeczytać i opowiedzieć. Chodzi mi jednak bardziej o to, aby były z tymi miejscami zaznajomione, aby zbierały pozytywne skojarzenia, wiedziały, że się do nich po prostu chodzi (nie tylko w jedną noc w roku) i aby kształtować ich gust. Nie raz zaskakiwali mnie też po czasie zdobytą wówczas wiedzą.

Poszukiwanie skarbów

Czasem podczas naszych wspólnych wypadów czuję się tak, jakbyśmy byli poszukiwaczami skarbów, odkrywali „nieznane”. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy poznaję z dziećmi wnętrza obiektów działających w obszarze szeroko rozumianej kultury. Tych mniejszych, jak pracownia stolarska znajdująca się pięć minut od naszego domu, czy tych większych, jak domy kultury, teatry. Kiedyś nie przypuszczałam, że dla kilkuletnich Basi i Gucia może być to tak atrakcyjne. Dostrzegłam ten „zabawowy” potencjał przypadkowo, gdy zaciekawieni próbowali wchodzić do niewyróżniających się niczym szczególnym budynków w centrum miasta.

Teatr

Wspominam też czasem naszą ekscytację, gdy wspólnie przyglądaliśmy się przygotowaniom do spektaklu baletowego Teatru Cortiqué. Braliśmy do rąk rekwizyty, zwiedzaliśmy pracownię krawiecką i przechadzaliśmy się ciemnymi korytarzami, przedzielonymi miejscowo ciężkimi kotarami. Późniejsze uczestnictwo w spektaklu miało dla nas dzięki temu inne znaczenie. Co więcej, po okresie cięższych obostrzeń, gdy kolejne przedstawienia oglądaliśmy online, wzruszyłam się, gdy dzieliliśmy to doświadczenie razem z innymi widzami. Nasza Basia marzy o tym, żeby w przyszłości zostać „balentynką”. Gdy zapytałam ją o to, co jej się najbardziej podobało w ostatnim spektaklu, odpowiedziała: „Wszystko”. W mojej pamięci, być może na zawsze, zapisze się też okrzyk, który wydała podczas Jeziora Łabędziego, gdy jej wzrok przykuła tancerka opuszczająca scenę: „Nie ma bociana!”.

Centra Kultury

Jednym z naszych największych odkryć w ostatnich miesiącach, jeśli nie latach, jest Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. To ogromny budynek, po którym można dość swobodnie się przechadzać, pełen pustych zabytkowych sal, korytarzy, ukrytych klatek schodowych i wind. Uczciwie przyznaję, że moje dzieci na razie średnio interesują się historią tego miejsca, ale udziela im się jego aura tajemniczości i chcą tutaj stale wracać. Podczas wizyt szukają amonitów na posadzce, siadają na tronie cesarza i oglądają zawieszone pod sufitem lalki z mieszczącego się tam Teatru Animacji. Wspólnie uczymy się układu i lokalizacji poszczególnych komnat. Znajdujemy miejsca, w których przyjemnie jest po prostu przysiąść, odpocząć – na przykład balkon z widokiem na park (dawny ogród cesarski).

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że zamek nie jest muzeum, to żywy organizm, który na co dzień jest otwarty dla zwiedzających. Odbywa się w nim sporo wydarzeń kulturalnych i mam wiele cennych wspomnień związanych z tym miejscem. To tutaj zobaczyliśmy niesamowite spektakle teatralne i pobudzające do myślenia wystawy. W zamku odbyło się także inspirujące spotkanie z Łukaszem Długowskim, autorem książki Mikrowyprawy w wielkim mieście.

Gdy dzieci były mniejsze odwiedzaliśmy również Teatr Polski, w którym cyklicznie, w niedziele, realizowano Teatranki – warsztaty prowadzone przez animatorki z Instytutu Małego Dziecka im. Astrid Lindgren w Poznaniu. Jedno ze spotkań odbywało się również przy udziale Teatru Atofri – był to wstęp do spektaklu Lulajki, który urzekł mnie później swoim surowym pięknem. Dzięki niemu rozwinęłam także własny repertuar, jeśli chodzi o kołysanki śpiewane moim maluchom przed snem. Kreatywnego czytania uczyłam się natomiast na bezpłatnych warsztatach organizowanych przez Dom Bajek. W przeszłości uczestniczyliśmy również w koncertach, przedstawieniach Studia Teatralnego Blum, Centrum Sztuki Dziecka, Sceny Wspólnej, Estrady Poznańskiej, Filharmonii Poznańskiej, Teatru Muzycznego i Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Inne inicjatywy

Bardzo cenię także bezpłatne inicjatywy realizowane przez Centra Inicjatyw Lokalnych i fundacje dofinansowywane przez miasto. Dzięki nim zetknęłam się po raz pierwszy z teatrem kamishibai i odkryłam małe centrum kulturalne w sąsiedniej dzielnicy, działające w schronie przeciwlotniczym ukrytym pod blokiem (Schron Kultury Europa). Z pewnością nie wymieniłam wszystkich ważnych instytucji i organizacji tworzących wartościowe projekty dla rodzin w Poznaniu. Nie wszędzie też udało nam się dotrzeć i wciąż nie wszystko jest nam znane. Czasem ubolewam nad tym, że nie korzystamy w szerszym zakresie z oferty kulturalnej naszego miasta. Śledzę ją opracowując cyklicznie dla moich czytelników plan zajęć (zestawienie z wydarzeniami dla rodzin). Mam jednak świadomość, że w tygodniu dzieci chodzą do placówek, my pracujemy i po południu musimy przede wszystkim odpocząć, pobyć razem, najlepiej w naturze. Gdy jednak takie wspólne wyjście zdarza się raz na jakiś czas, możemy z niego w pełni korzystać, czujemy ekscytację, ponieważ dzieje się coś wyjątkowego.

Zajęcia dodatkowe

Na razie celowo ograniczam uczestnictwo naszych dzieci w zorganizowanych zajęciach popołudniowych. Biorą udział jedynie w dwóch – Gucio należy do drużyny zuchów, a Basia raz w tygodniu tańczy w Młodzieżowym Domu Kultury. Być może w przyszłości mi się odmieni, przede wszystkim na ich prośbę. Na razie jednak ten układ mi odpowiada, może z jednym małym wyjątkiem. Chciałabym, aby zaczęły regularnie chodzić na basen – uważam, że to ważne dla ich zdrowia i bezpieczeństwa. Ogólnie jednak rzecz biorąc, zależy mi na tym, aby po szkole, przedszkolu, spędzali aktywnie czas z nami. Aby nie musieli bawić się według czyjegoś scenariusza, czuć presji, że muszą stale poszerzać wiedzę, zdobywać nowe umiejętności, w skrócie: „być najlepszą wersją siebie”. Nie chcę im dodawać kolejnych zadań do wykonania, wypełniać szczelnie grafiku zajęć.

Spontan

Lubię spontaniczność, pojawiające się niespodzianki i przypadkowe spotkania. Szczególnie w okresie letnim bardzo często zdarza nam się odbierać dzieci wcześniej z placówek. Mamy wtedy ze sobą „plecak wypadowy” i ruszamy gdzieś bez szczególnego planu. Jemy obiad w lokalu lub przygotowujemy go w plenerze, zabieramy ze sobą hamaki. Któregoś dnia wpadłam na pomysł, aby po prostu spakować stroje kąpielowe, ręczniki, jakiś prowiant i zabrałam dzieci bezpośrednio po przedszkolu na plażę. Pojechaliśmy tam miejskim autobusem.

W inny dzień, w grudniu, wybraliśmy się na Rynek Łazarski, aby odbyć przejażdżkę na karuzeli weneckiej (stojącej tam w okresie okołoświątecznym). Na miejscu okazało się, że nie wiąże się to z żadnymi opłatami. Spotkaliśmy tam kolegów z dawnego przedszkola, z którymi nasze dzieci długo się nie widziały. Zaskoczyło mnie to, że ich relacja nadal była silna. Największą atrakcją okazała się ostatecznie mała górka pokryta na co dzień gumową nawierzchnią. Gdy spadł na nią śnieg, można było z niej zjeżdżać na wszelkie możliwe sposoby (na pupie, na brzuchu, na kolanach, na stojaka). To miało być typowe wyjście „na chwilę”, nie przywiązywaliśmy więc specjalnie wagi do naszego ubioru. Nie słyszałam jednak, aby mokre spodnie w jakikolwiek sposób przeszkadzały naszym dzieciom w zabawie. Nie chciały wracać. A po powrocie nalegały na organizację kolejnego spotkania.

Sobota – dzień porządków?

Nie sprzątamy w każdą sobotę, właściwie… to nigdy nie robimy tego w ten dzień, a na pewno nie w pierwszej jego części. Szkoda nam na to czasu. Mieszkanie nie wymaga tyle pracy, co dom z ogrodem. Aby odpocząć wśród zieleni musimy wyjechać, nie wystarczy po prostu wyjść za próg. Nie jestem jednak typem osoby, która mogłaby odpoczywać stale w tym samym otoczeniu, niezależnie od tego, czy byłby to nasz dom czy rodzinny ogródek działkowy. Nieprzypadkowo niemal w każdy weekend jesteśmy poza domem, również zimą. Lubimy poznawać nowe miejsca lub odkrywać je na nowo, na przykład o innej porze roku. Nie stawiamy sobie jednak szczególnych celów, tworzymy jedynie zarys wypadu – nastawiamy się przede wszystkim na przeżycie przygody, nowe obserwacje, historie do opowiedzenia. Pewne jest tylko to, że wyjedziemy.

Dzięki temu nie doskwiera nam nuda, jesteśmy zaskakiwani. Tak jak wtedy, gdy podczas wyjścia na lody, niespodziewanie zostaliśmy zaproszeni na indywidualne zwiedzanie schronu przeciwlotniczego albo w Centrum Kultury Zamek spontanicznie dołączyliśmy do warsztatów czytelniczych dla najmłodszych. W większym mieście zawsze coś się dzieje.

Nieśpieszny Podkast

Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wyjść z dziećmi do teatru i nie zwariować – polecam rozmowę w 20. odcinku Nieśpiesznego Podkastu.

Daria Panek-Płókarz — Poznańska Spacerówka, prowadzi stronę i profil na Instagramie oraz Facebooku, gdzie promuje aktywne spędzanie czasu z dziećmi — uczestniczy w warsztatach, koncertach, odwiedza muzea. Sprawdza lokale pod kątem udogodnień dla najnajów oraz opisuje ogólnodostępne place zabaw. Bliska jest jej idea „dzikiego” rodzicielstwa. Tekst pochodzi z jej książki Żyj lokalnie. Dlaczego warto mieszkać z rodziną w mieście.